poniedziałek, 31 marca 2014

Dzień dwudziesty piąty. Ten z Bambim.


W ubiegły piątek w Gdańsku miała miejsce konferencja Nowe Trendy w Turystyce, w ramach której zorganizowano panel kulinarny, cieszący się zainteresowaniem szefów kuchni, speców od marketingu, blogerów, historyków i jednego postnika. Dzień wcześniej w Akademii Kulinarnej Fumenti prezentowano założenia ciekawego projektu Pomorskie Culinary Prestige oraz integrowano się z uczestnikami wykorzystując najlepszą ze wszystkich technik integracyjnych - wspólne gotowanie!

Byłam pełna entuzjazmu, tym bardziej, że pierwsze skrzypce grali świetni gdańscy szefowie kuchni.Licytowałam się w myślach jaką rybę z nami przygotują, licząc że uda mi się zjeść i postnie, i smacznie. Dodawałam sobie otuchy, że w ostateczności muszą się pojawić gdańskie śledzie, pewnie w w jakimś ciekawym, awangardowym wykonaniu.

Zaczęło się niewinnie, od domowego majonezu, który na koniec miał zostać doprawiony winem. Niestety nie spełniał postniczych norm (ISO WP2014) ale przyjemnie było popatrzeć jak się go robi.



Przy kolejnym stanowisku znajdował się topinambur, warzywny celebryta ostatnich sezonów. Już się  przymierzałam aby go schrupać, kiedy uświadomiłam sobie, że został upieczony na MAŚLE. A niech to!


Szczęśliwie poratowałam się jakąś zieleniną...



I kiedy miałam nadzieję, że zaraz ktoś zaproponuje wspólne pieczenie ryb, okazało się, że dziś w integracyjnym menu jest tatar z jelenia! 

Nie było innego wyjścia. Musiałam na tą okazję przygotować nowego, terapeutycznego lepieja, żeby wypracować w sobie dystans do grzanek z jeleniem, które wyglądały bardzo kusząco:

Lepiej grzybka przegryźć sobie, niż po Bambim mieć żałobę :)


Bambi z marynowanymi grzybkami i szalotką.

No a gdańskie śledzie? Chwila, chwila! Kiedy już traciłam nadzieję, okazało się, że właśnie w drugiej części sali przygotowuje się drugie danie. Przez chwilę dostrzegłam światełko w tunelu. Ale szybko zgasło, a na stole pojawiło się jajko z cielęcą grasicą...

Kolacja integracyjna vs. Postnik: 2-0. 

Jajko gotowane techniką sous vide, z cielęcą grasicą i winnym majonezem.

sobota, 29 marca 2014

Dzień dwudziesty trzeci. Ten z bułeczkami.

W pierwszych dniach postnikowania najbardziej brakowało mi kanapek - tych prostych, z masłem, twarożkiem i serem. Należało więc dokonać rozpoznania produktów dotychczas pomijanych podczas śniadań, takich jak fasola, soczewica czy migdały, jako elementów o strategicznym znaczeniu kanapkowym. Kolejny krok to wypiek domowych bułeczek, na których można te postnicze cuda rozsmarować!

Z paśnika postnika

 Upiekłam chrupiące bułki z pszennej mąki razowej i pochłonęłam je z pastą z buraków i pastą z karczochów. Tą pierwszą przygotowuje się niezwykle prosto: ugotowanego albo upieczonego buraka trzeba zblendować, dodać soli, pieprzu i gotowe. Hedoniści podają ją z serem kozim lub miksują z parmezanem.Tą drugą, z karczochów, kupiłam w Lidlu i jestem nią oczarowana.

Kilka dni wcześniej przygotowałam twarożek z migdałów według przepisu z blogu Jadłonomii, który znajdziecie tutaj. Był nieco pracochłonny, ale bardzo smaczny.

Z paśnika postnika

***

Razowe bułeczki.
Do 1,5 szklanki mąki pszennej razowej i 1 szklanki mąki pszennej dodać zaczyn z letniej wody i odrobiny drożdży, trochę soli, trochę miodu. Zagnieść, dolewając letniej wody. Uformować bułki, posypać ziarenkami: słonecznikiem, czarnuszką, siemieniem lnianym i pakować do piekarnika.
Dokładny przepis znajdziecie na tym blogu, ja nie posiadałam połowy produktów wymienionych w przepisie, a bułeczki i tak wyszły:) Polecam!

Z paśnika postnika

Dzień dwudziesty drugi. Ten ze złotym burakiem.

Ratunku! Buraczki z miodem i imbirem przejęły kontrolę nad moim paśnikiem! Spróbowałam ich po raz pierwszy kilka dni temu i zupełnie zawróciły mi w głowie. Jadłam je codziennie: na kanapkach, bez kanapek, z kaszą i z... zadowoleniem!

A z tym burakiem, to było tak.

Jak to zwykle bywa, na początku każdej obiecującej znajomości należy przeprowadzić porządny research w Google, na temat obiektu zainteresowania. Tak też uczyniłam.

Okazało się, że burak to nie tylko tradycjonalista, dla którego ważny jest niedzielny obiad w gronie rodziny i znajomych, takich jak Pan Ziemniak i Pani Kotlet-Mielony. Ten burak to prawdziwa szalona dusza!

Jeśli występuje w zupie, to nie tylko w barszczu czerwonym czy ukraińskim, ale w kremie z dodatkiem mleka kokosowego lub pomarańczy. Kiedy zasmaża się go do obiadu, sięga się nie tylko po mączną zaklepkę, ale też cząstki słodkiej pomarańczy czy rodzynki. Burak upieczony i zblendowany potrafi zamienić się w aromatyczną pastę do kanapek.

Może być też całkiem słodziutki. Widuje się go w towarzystwie czekolady i piernikowych przypraw! Wegańskie ciasta nie przestają mnie zaskakiwać.

W książce kucharskiej "Polski pejzaż kulinarny" Bernarda Lussiana, wydanej w 1998 roku znajduje się ciekawa "Fantazja na temat czerwonego buraka".

Buraka gotuje się w syropie z wina i korzennych przypraw, następnie wydrąża się go i wypełnia szafranowym kremem brulee, układa się go na talerzu skropionym syropem z kwiatów czarnego bzu i dekoruje się... PŁATKAMI ZŁOTA!


Bernard Lussiana, Polski pejzaż kulinarny, Warszawa 1998

***
W moim paśniku złoto się jednak nie pojawia, a burak musi się zadowolić skromnym towarzystwem kaszy i frytek z kalarepy. Złote płatki do buraka? Niech no tylko opowiem o tym innym postnikom, to będą boki zrywać!


Z paśnika postnika


poniedziałek, 24 marca 2014

Dzień dwudziesty. Ten bez tofurnika.


Postnikuję już dwadzieścia dni! Zajadając na śniadanie kanapkę z warzywnym pasztetem pokusiłam się o krótkie podsumowanie. Pierwszy tydzień był najtrudniejszy. Pozbawiłam się serów, jajek i mleka (o mięsie nie wspominając), co było dla mnie prawdziwym szokiem kulinarnym. W zasadzie chciałam zrezygnować z tego niezwykle spontanicznego postanowienia już następnego dnia, ale nieopatrznie udostępniłam całe przedsięwzięcie na facebooku... a stamtąd nie było już odwrotu.

Po fazie szoku i wyparcia, nastąpiła dosyć szybko faza akceptacji. Z pomocą przyszły mi dawne książki kucharskie i wegańskie blogi kulinarne. W kuchni miejsce ziemniaków zajęły różnorodne kasze, a zamiast twarożków, na kanapkach zaczęły lądować pasty z warzyw.

Poszukując kulinarnych inspiracji, natknęłam się na kilka absurdów, z wegańskiego podwórka. Jeszcze nie do końca rozumiem dlaczego wegański sernik, w którym używa się tofu to... TOFURNIK, ale pasta z fasoli to już SMALEC.

Jednak jestem pełna wdzięczności dla tych dobrych ludzi, którzy od lat odmawiają sobie jajek, mleka i sera. Dzięki ich doświadczeniom, w moim paśniku zaczęły pojawiać się coraz ciekawsze potrawy.
 
Dziś przygotowałam sobie na obiad warzywną kanapkę, zwaną burgerem:


 * to zielone to kotlet z kaszy jaglanej i brokułów
** to czerwone to plastry z buraczków z miodem i imbirem

Pomyślałam: Hola! Czy to aby nie zaszło za daleko? Zdecydowanie czerpię z tego postnego jedzenia za dużo radości!

Stąd pojawił pomysł, że na dwa ostatnie tygodnie Wielkiego Postu ograniczę się do pięciu wybranych produktów, w których wyborze chciałabym, żebyście mi pomogli. Wstępnie myślałam o zestawie: chleb, kasza, marchew/buraki, suszone grzyby, suszone śliwki. Ale kwestia jest jeszcze otwarta.

A tymczasem, korzystając z danego mi czasu postniczej swobody, namaczam dziś migdały, z których jutro powstanie... twarożek!






piątek, 21 marca 2014

Dzień siedemnasty. Ten z zielonymi pączkami.

Poszukiwałam dziś przepisów kulinarnych w rękopisie z końca XVIII wieku, który głównie zawierał domowe lekarstwa służące dla poratowania ludzkiego zdrowia. Zagłębianie się w lekturę tego tekstu było jak odkrywanie nowych, coraz to bardziej dziwacznych i abstrakcyjnych detali w Ogrodzie rozkoszy ziemskich, Hieronima Boscha.

Pozwólcie, że wprowadzę was w ten klimat:

Hmmm?


To niepokojące, w jakich miejscach te jaskółki mogą się zalęgnąć...


 Czy tutaj u dołu ktoś nadział na włócznię kawałek... pierniczka serduszko? Przypadek?!

Taki właśnie niepokój towarzyszył mi, kiedy czytałam, że aby wyleczyć dziecko z biegunek wystarczy wysmarować jego podeszwy gęsim smalcem (?!) czy sposób na ustąpienie czkawki u małych dzieci - należy posmarować brzuszek olejem koperkowym. Trafiłam też na ciekawy przepis na lekarstwo Na ból głowy w tyle, w którym się zda, jakby się co przelewało. Na taki konkretny ból należy zrobić gorzałkę z bursztynu i długiego pieprzu, którą trzeba... przyłożyć na tył głowy.

Jednak zdecydowanie najlepsza porada dotyczy zbicia gorączki i jest skierowana do ubogich ludzi. Zresztą, sami przeczytajcie co należy robić: 

Racze oczy gdy ich chcemy zażywać, potrzeba aby były wyjmowane z żywych raków.

Po tym, to chyba z gorączki popada się od razu w omdlenie! Biednemu to zawsze wiatr w ... OCZY!


***
Dziś w paśniku gryczane placuszki z majonezem z makreli. Kasza gryczana z lokalnych upraw od państwa Babalskich to mistrzostwo świata.Delikatna jak puch. Można ją kupić szalenie drogo w delikatesach albo szalenie tanio od producenta - na jarmarkach lokalnej żywności ekologicznej, organizowanych co miesiąc przed Muzeum Etnograficznym w Toruniu. Najbliższy jarmark już 5. kwietnia! Ugotowaną kaszę wystarczy przyprawić i zmiksować na gładką masę z niewielką ilością oleju, a następnie usmażyć na patelni.

W dawnych książkach kucharskich można znaleźć całą masę przepisów na różnego rodzaju majonezy - z białego mięsa ryb czy drobiu. Chyba najbardziej poetycko brzmiącym, jest ten z toruńskiej książki kucharskiej z XIX wieku:


Majones francuski bity z różnych szczątków zwierzyny, sarny, zająca, jelenia.
 
Dawne receptury mówiły, że aby przygotować majonez z ryb należy ugotować je, dodać jajka, śmietanę lub masło i przetrzeć na krem.Wybór padł na wędzoną makrelę, którą po prostu zmiksowałam (bez jajek i śmietany oczywiście). Największą trudnością było uważne oddzielenie ości. Jednak to, że teraz do was piszę, a nie leżę na pogotowiu z ością w gardle jest najlepszym dowodem, że się udało.


Z paśnika postnika

A tu zagadka:



Czy zielone pączki łamią post?

czwartek, 20 marca 2014

Dzień szesnasty. Ten z przesądami.

Z okazji Wielkiego Postu zrobiłam sobie kilkudniowy post od postów dotyczących postu. I'm back! Dzisiaj szczególnie polecam ciekawostki ze wstępu do książki kucharskiej dla postników, wydanej ponad sto lat temu.  Jej autorka wielkodusznie zdecydowała, że nie zostawi czytelników na pastwę owsianki z wodą i kaszy z olejem, tylko zaproponuje zdrowe i pożywne dania, zgodne z obowiązującymi w ciągu roku postami i pod kątem produktów dostępnych w poszczególnych miesiącach.


Dziś po wysłuchaniu wszystkich zdań i pewnem doświadczeniu odczuwam brak powyższy [postnych przepisów kulinarnych] tym mocniej, gdy widzę, jak liczne domy z winy gosposi naszych zatracają święty nasz obrządek i tradycje matek i babek naszych, nie szanując dni postnych.
Cała generacja wyrasta uważając zachowanie postów za przesąd i rzekomo zbytek zamożnych, gdyż niejedna gospodyni twierdzi, że zachowując dziś post "nie mamy co jeść".
Juliuszowa Albinowska, Oszczędne obiady postne, Lwów ok. 1909

Drogie postniki, zobaczcie jakie dobroci można było przygotować na marcowy obiad, według zasad obowiązujących na początku XX wieku. Niestety, o występujących często w poniższym menu ziemniakach, jajkach i serze staropolski postnik musi zapomnieć.

Marzec 
11. Zupa piwna, śledzie marynowane z kartoflami pieczonemi, legumina z ryżu.
12.Zupa grochowa z kapustą, jaja na gorąco, pierogi z powidłami.
13.Zupa z tartem ciastem, lin w galarecie, kapusta włoska z grzybami, budyń z chleba.
14.Zupa z bułek, szczupak z parmezanem, kotlety z kartofli, legumina migdałowa.
15.Zupa rumiana, szczupak lub karp po węgiersku, kapusta, szodowa legumina.
16.Barszcz ze śmietaną i z fasolą, szczupak z jajami, jarmuż z kasztanami, legumina grysikowa.
17.Zupa rybna, szczupak gotowany, paszteciki z grzybów, pierogi leniwe bez sera.
18.Zupa grzybowa, karp nadziewany, jaja faszerowane, knedle z bułki.
19.Zupa kminkowa, śledzie marynowane z kartoflami pieczonemi, krokiety z ryżu.
20.Zupa z bułek, lin w galarecie, marchew z grzankami, krokiety z ryżu.
21.Zupa z tartem ciastem, kapusta z grzybami, pierogi z serem.
22.Zupa wina, jaja na gorąco, pierogi z powidłami.
23.Polewka z wina, kotlety z kartofli, knedelki z sera.

***
A dziś w paśniku pasztet z kaszy jaglanej i zielonej soczewicy. Gorąco polecam! To kolejny, obok smalcu, hit wegańskiej blogosfery. Można też do niego dodawać żurawinę czy suszone śliwki. Ciekawe przepisy znajdziecie tutaj.

Autorskim, toruńskim dodatkiem była posypka z tartych pierników (tych bez czekolady i bez lukru, oczywiście!), która nadała pasztetowi delikatnie korzenny aromat.


Tutaj pasztet przed umieszczeniem w komorze zapiekającej:




A tutaj na kilka sekund przed zniknięciem z talerza:


Z paśnika postnika




poniedziałek, 17 marca 2014

Dzień trzynasty. Ten z musztardą przed obiadem.

Zjadłam dziś na śniadanie chleb z musztardą. Nie za karę, nie z przymusu i nie dlatego, że już nic innego nie było w lodówce, tylko z własnej woli. Byłam w siódmym niebie, bo była to musztarda nie byle jaka, tylko piernikowa, wytworzona według receptury z XVIII wieku. Prawdziwa eksplozja smaków i zapachów - zapowiada to już etykieta, na której wypisane są składniki: piernik, ocet jabłkowy, miód i przyprawy.

Musztarda piernikowa od Józefa Siadaka z Lubicza
To jest taka musztarda, że można dla niej układać wiersze i śpiewać jej serenady pod oknem. Nie ma się co dziwić, że dawniej podejmowano musztardy na stole z prawdziwymi honorami.

Musztardnica XIX wiek


Musztardniczka XVIII wiek

A tu mój zdecydowany faworyt - srebrzona, angielska, wiktoriańska sowa.

Musztardnica XIX wiek

Musztarda piernikowa to nie jedyny hit, który przywiozłam sobie z targów żywności. Skusiła mnie też kawa orkiszowa i cała masa produktów od państwa Babalskich: mąki razowe z pszenicy, samopszy i płaskurki, makarony i kasze.

***
Dziś w paśniku szybki i z pozoru aż nazbyt prosty obiad: kasza z olejem i buraczkami. Jednak drobnoziarnista kasza gryczana, skropiona aromatycznym olejem lnianym, tłoczonym na zimno, w towarzystwie domowych buraczków, to dla postnika ukojenie. A wszystkie produkty zdrowe, od lokalnych producentów, pyszne, postne i zaskakująco tanie.