sobota, 19 kwietnia 2014

Dzień czterdziesty szósty. Ten z uczciwym kurczakiem.



Podobno żyjemy w czasach, w których uczciwego człowieka trzeba szukać ze świecą w ręku. A jak to jest z kurczakiem? W niektórych kręgach jest on nazywany „wolnym” w innych „uczciwym”, a na szczęśliwej, zielonej wsi – zwyczajną kurą, co biega po podwórku.

Sprawa kurczaka wypłynęła dość nagle. Postanowiłam na niedzielny obiad zrobić udka w miodzie i nagle wpadłam w rozpacz, no bo kto by chciał świętować kurczakiem zniewolonym przez wielki przemysł! Zwłaszcza po ponad czterdziestu dniach poszczenia! Niestety okazuje się, że przez brak zapobiegliwości nie będę miała większego wyboru. Bo z dnia na dzień ciężko w Toruniu o kurczaka alterglobalistę. Istny ko-ko-ko koszmar.

Udko od przemysłowego kurczaka otworzyło puszkę Pandory. Gdzieś w połowie postu wpadłam na wspaniały pomysł, że na święta zrobię sobie SAMA twaróg – delikatny, kremowy i tłuściutki. Zwłaszcza, że za dobry, ekologiczny twaróg w lokalnych delikatesach trzeba zapłacić dużo. W moim przypadku wystarczyło pojechać do babci na wieś (40 km od Torunia) i u zaprzyjaźnionego rolnika kupić trochę świeżego mleka, poczekać aż mleko się zsiądzie, oddzielić serwatkę, kupić tetrową pieluchę albo gazę i zawiesić na noc do odcieknięcia. I pyszny twaróg gotowy. Tylko, że z lenistwa tego nie zrobiłam i na świątecznym stole też będę miała twaróg przemysłowy.

Jedyna nadzieja w tym, że zachce mi się zrobić domowy majonez, z jajek od uczciwej zielononóżki.

Jak to dobrze, że te wszystkie nieuczciwe pokarmy udało mi się poświęcić! 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz